Rozdział 7
Gwałtownie się budzę.
Idę do łazienki i kiedy wracam , widzę na
łóżku przygotowany strój. Zakładam na siebie czarną bluzkę z rękawem trzy
czwarte, srebrny pasek, który nałożyłam na bluzkę, czarne spodnie i jaśniejsze
buty. Zawiązuje wysoką kitkę.
Następnie rozglądam się po pokoju. Mogę go już ostatni raz
zobaczyć.
Kiedy wychodzę, spotykam Mazjie, która już na mnie czekała.
Idę z nią na lotnisko i tam żegnam się z Enobarią , Brutusem i Dolphie. Powiem,
że nawet będzie mi ich brakować.
Następnie łapię się drabiny poduszkowca i wchodzę na górę.
Siadam naprzeciw Zoe i czekam. Nagle przyczepiają się do mnie pasy i podchodzi
do mnie kobieta.
-Nie ruszaj się. Muszę umieścić lokalizator w twoim
ramieniu.
Po co mi to mówi? Przecież wie, że nie mogę.
Po chwili pasy puszczają i przychodzi do mnie moja
stylistka, z którą idę do osobnego pokoju. Jest tam jedzenie, więc jem ile
wlezie. Przed spotkaniem z areną wole się najeść.
Po upływie pół godziny szyby ciemnieją- jesteśmy już na
miejscu.
Boję się.
~~~
Idę długim korytarzem mieszczącym się pod areną. Strażnicy
Pokoju prowadzą mnie do mojej komory przygotowawczej.
Wchodzę do małego pomieszczenia. Jako pierwsza go używam.
Zresztą , również jako ostatnia. Każda arena jest używana tylko raz. Potem
można ją zwiedzać. To rozrywka dla Kapitolińczyków. Niektórzy spędzają tam
wakacje. Można też wziąć udział w rekonstrukcji Igrzysk. Oczywiście nikt nie
ginie.
Przy stole zauważam Mazjie, która wstaję z fotela , kiedy
wchodzę. Stylistka bierze ze stolika mały pakunek. Wyjmuje z niego z niego zbroje
na ramiona i na piersi, oraz rękawice. Pomaga mi się ubrać.
-Sprawdź czy się dobrze w tym czujesz.
Chodzę i biegam.
-Idealnie.- mówię cicho i siadam. Cała się trzęsę. Biorę
szklankę wody i dużo pije. Na arenie można się spodziewać wszystkiego, więc wole
nie mieć zaschniętego gardła. Po minucie metaliczny głos kobiety oznajmia, że
już czas. Odkładam szklankę, podchodzę do Mazji i przytulam się do niej.
-Dziękuje.- mówię.- Dziękuje za wszystko.
-Miło mi się z tobą pracowało, Sophio.- mówi moja stylistka,
uśmiechając się blado.- Mam nadzieje , ze jeszcze się spotkamy. Powodzenia.
Wchodzę do szklanego cylindra, który oddziela mnie szklaną
szybą od Mazji. Nic nie słyszę. Jeszcze przez chwilę nic się nie dzieje, ale po
chwili lekko się unoszę. Odczuwam lekki strach, lecz natychmiast przybieram
kamienną twarz. Za chwilę będzie mnie widzieć całe Panem. Nie mogę wyjść na
tchórza.
Oślepia mnie jasne światło. Jednak mój wzrok szybko
przyzwyczaja się do niego.
- Panie i panowie, Siedemdziesiąte Szóste Głodowe Igrzyska
uważam za otwarte!- oznajmia głos Ceasera.
Sześćdziesiąt sekund- tyle musimy stać.
Rozglądam się p otoczeniu.
-Chyba sobie ze mnie jaja robicie…- mówię cicho.
~~~
Rozdział króciutki , ponieważ najlepsze zostawiam na kolejny.
W obrazie chodzi mi tylko o strój, nic więcej ;))
Dziękuje wszystkim czytającym!
Pozdrawiam
Slendy!