5 maj 2013

Rozdział 7


Rozdział 7
Gwałtownie się budzę.
Idę do łazienki i kiedy wracam , widzę na łóżku przygotowany strój. Zakładam na siebie czarną bluzkę z rękawem trzy czwarte, srebrny pasek, który nałożyłam na bluzkę, czarne spodnie i jaśniejsze buty. Zawiązuje wysoką kitkę.
Następnie rozglądam się po pokoju. Mogę go już ostatni raz zobaczyć.
Kiedy wychodzę, spotykam Mazjie, która już na mnie czekała. Idę z nią na lotnisko i tam żegnam się z Enobarią , Brutusem i Dolphie. Powiem, że nawet będzie mi ich brakować.
Następnie łapię się drabiny poduszkowca i wchodzę na górę. Siadam naprzeciw Zoe i czekam. Nagle przyczepiają się do mnie pasy i podchodzi do mnie kobieta.
-Nie ruszaj się. Muszę umieścić lokalizator w twoim ramieniu.
Po co mi to mówi? Przecież wie, że nie mogę.  
Po chwili pasy puszczają i przychodzi do mnie moja stylistka, z którą idę do osobnego pokoju. Jest tam jedzenie, więc jem ile wlezie. Przed spotkaniem z areną wole się najeść.
Po upływie pół godziny szyby ciemnieją- jesteśmy już na miejscu.
Boję się.
~~~
Idę długim korytarzem mieszczącym się pod areną. Strażnicy Pokoju prowadzą mnie do mojej komory przygotowawczej.
Wchodzę do małego pomieszczenia. Jako pierwsza go używam. Zresztą , również jako ostatnia. Każda arena jest używana tylko raz. Potem można ją zwiedzać. To rozrywka dla Kapitolińczyków. Niektórzy spędzają tam wakacje. Można też wziąć udział w rekonstrukcji Igrzysk. Oczywiście nikt nie ginie.
Przy stole zauważam Mazjie, która wstaję z fotela , kiedy wchodzę. Stylistka bierze ze stolika mały pakunek. Wyjmuje z niego z niego zbroje na ramiona i na piersi, oraz rękawice. Pomaga mi się ubrać.
-Sprawdź czy się dobrze w tym czujesz.
Chodzę i biegam.
-Idealnie.- mówię cicho i siadam. Cała się trzęsę. Biorę szklankę wody i dużo pije. Na arenie można się spodziewać wszystkiego, więc wole nie mieć zaschniętego gardła. Po minucie metaliczny głos kobiety oznajmia, że już czas. Odkładam szklankę, podchodzę do Mazji i przytulam się do niej.
-Dziękuje.- mówię.- Dziękuje za wszystko.
-Miło mi się z tobą pracowało, Sophio.- mówi moja stylistka, uśmiechając się blado.- Mam nadzieje , ze jeszcze się spotkamy. Powodzenia.
Wchodzę do szklanego cylindra, który oddziela mnie szklaną szybą od Mazji. Nic nie słyszę. Jeszcze przez chwilę nic się nie dzieje, ale po chwili lekko się unoszę. Odczuwam lekki strach, lecz natychmiast przybieram kamienną twarz. Za chwilę będzie mnie widzieć całe Panem. Nie mogę wyjść na tchórza.
Oślepia mnie jasne światło. Jednak mój wzrok szybko przyzwyczaja się do niego.
- Panie i panowie, Siedemdziesiąte Szóste Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!- oznajmia głos Ceasera.
Sześćdziesiąt sekund- tyle musimy stać.
Rozglądam się p otoczeniu.
-Chyba sobie ze mnie jaja robicie…- mówię cicho.


~~~  
Rozdział króciutki , ponieważ najlepsze zostawiam na kolejny.
W obrazie chodzi mi tylko o strój, nic więcej ;))
Dziękuje wszystkim czytającym!
Pozdrawiam
Slendy!

2 komentarze:

  1. Skomentowałam jeden, a niezauważyłam kolejnego xp
    Czemu tak urwałaś? Za krótko, zdecydowanie za krótko...
    Rysunek fajny, Ty go zrobiłaś?
    Zbroja? To co będzie na tej arenie? O.o
    Boi się... więc jednak xp
    Pozdrawiam ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie to nie ja ;))
    Rysunek jest z deviantart.com

    OdpowiedzUsuń