Rozdział 10
Kładę jedzenie na ziemi i podchodzę do pomnika.
-Co się stało?- pyta Bella- Czemu nie jesz?
Nic nie mówię i tylko rozglądam się po pomniku. Zauważam
kolejny guzik.
Naklikam jeden z nich i nic się nie dzieje.
-Bella , chodź tu na chwilę…- krzyczę
Sojuszniczka
przychodzi i mówię jej, żeby nacisnęła guzik, kiedy powiem.
-Ok.- odpowiada Bella , bacznie na mnie spoglądając. (
oczywiście jednym okiem xD ~Slendy) Prawdopodobnie mi nie ufa.- Ale po co?
- Myślę, że coś tam jest.- odpowiadam. Tak naprawdę to
skłamałam. Jeżeli coś tam będzie i mi to się przyda, to Bella nie przeżyje.- Na
trzy.
-Ok.
-Raz
-Dwa
-Trzy!- naklikamy razem guzik. Górna część pomniku rozpada
się, zostaje tylko podstawa. W ostatniej chwili skaczę w lewo.
- Ej! Żyjecie?!- krzyczy Johnatan kaszląc. Wszędzie
nazbierało się dymu, dzięki nam.
-Taa- odkrzykuje Bella.
Coś słyszę. Ciche powarkiwania. Podchodzę do podstawy
pomniku. Popycham ją, tak jakby była z tektury. Rozpada się i widzę dziurę.
Dość dużą by pomieścić człowieka, lecz taki zapewnie by utknął. Kładę się , tak by głowa była przy
dziurze. Nadal coś warczy. Lecz słyszę jeszcze ciche pomrukiwanie i odgłosy
szurania.
Coś się poruszyło, więc wytężam wzrok.
-Sophia…?- pyta się ze strachem Bella. Nie ma jej przy mnie.
Stoi na uboczy. Powtórnie jej nie odpowiadam.
To coś na dole zaczęło się ruszać.
Już wiem co to.
-Bella…- mówiąc to wstaję i sięgam pośpiesznie po broń-
Johnatan, musimy uciekać
-Czemu?!- pyta Johnatan i idzie w stronę pomnika.- Co tam
jest?!
Chłopak patrzy w dół.
-Ja tu nic nie widz….!-
Czarna plama rzuca się z susem na Johnatana. Następnie jeszcze sześć
kolejnych kształtów wyłania się z dziury.
-To cerbery!- krzyczy Bella.- musimy mu pomóc!
-Uciekaj!- krzyczę i popycham ją w stronę bramy.- Szybko!-
Za drugim razem mnie posłuchała. Powód? Krzyki Johnatana i mięso. Mięso
człowieka.
Wybiegamy z placu i jesteśmy na schodach. Prawdopodobnie za
nami biegną cztery psy. Reszta zajmuje się moim byłym sojusznikiem. Biegniemy ile sił w nogach. Zaczynam się lekko
męczyć. Kierujemy się do gór. Bella mknie prosto do wysokiego drzewa. Jeżeli
uznała, że to najbezpieczniejsze miejsce to ma rację.
Dziewczyna zatrzymuje się przed drzewem i spogląda na mnie.
-Dalej! Właź!- krzyczę i rzucam nóż do jednego z cerberów.
Trafiłam w jedną z głów. Bella jest już na konarze i woła do mnie. Pomaga mi,
rzucając w zmiechy nożem. Wchodzę do niej, a ona w tym samym czasie zabiła z
dwa cerbery.
-Nic ci nie jest?!- pyta się Bella
-Nie…- dalej siedzimy po cichu , wsłuchując się w ostatnie
krzyki Johnatana.
~~~
Siedzimy na drzewie aż do zmroku. Jest ciemno jak nie wiem
co. Nic nie widzę. Jedyne światło to księżyc i herb Panem, który niedawno się
pojawił.
Pokazują Beufrot’a z Piątki
i Johnatana.
-Musimy coś zjeść.- mruknęła
Bella- Czy nie możemy iść na plac?
-Nie.- mówię stanowczo.- Jednak jak chcesz być czyimś
jedzeniem to idź.
Dziewczyna patrzy na mnie z ironią. W sumie, to też jestem
głodna.
-Nie możemy iść do rogu. Zostają nam tylko dwie propozycje.-
mówię- Zapolować, lub ukraść coś dziewczynom…- uśmiecham się. Bella odwzajemnia
uśmiech i sięga po broń.
- Nie wiem czy nam wystarczy dość uzbrojenia.- skarży się
sojuszniczka. No tak. Mamy tylko pięć noży, a prawdopodobnie z cztery są na
dole- w ciałach cerberów, jeden miecz,
dwa topory i kilka bomb dymnych. Na pewno przeżyjemy…
-Ale musimy coś zjeść, więc nie narzekaj. Idziemy?
~~~
Widzimy Zoe, Larę i Beatris na drzewie. Prawdopodobnie
również spotkały pieski o trzech głowach. Razem z Bellą siedzę w krzakach.
Czekamy aż dziewczyny coś zainteresuje.
Jak na razie one mają najwięcej jedzenia. Kilka kawałków kurczaka, jabłka i 4 paczki
krakersów lub suszonego mięsa umiejscowione jest na drugim konarze drzewa- za
dziewczynami.
-Długo jeszcze?- pyta się Bella. Ciągle burczy jej w
brzuchu. Czasami mam wrażenie, że dziewczyny to słyszą.
-Nie wiem. Musimy czekać. Same sobie z nimi nie damy radę.-
odpowiadam.
Mija pół godziny. Godzina. I nadal nic.
Nagle słyszę cichy trzask.
Tridox! Podbiega od drugiej strony drzewa i próbuje sięgnąć bo jedzenie,
lecz koło niego śmignęła strzała. To Zoe, ma kuszę.
-Co tu się przyległo!- krzyczy Zoe i ciska strzałą w serce
Tridoxa. Kolejny armatni strzał.
Widać, że dziewczyny nie dadzą tak łatwo dojść do jedzenia. Specjalnie
położyły jedzenia tak, by wszyscy do nich przychodzili. Patrzę na Bellę , lecz
ona ssie liść mięty.
Przez kolejne pół godziny nic się nie dzieje. Zauważam tylko
to, że zaczyna świtać. Dziewczyny zaczynają swobodnie rozmawiać. Jednak wymianę
słów przerywa im widok Giny i Kate. Też są głodne.
-Choć , przejdziemy
tam.- szepczę do Belli , pokazując na krzaki za drzewem z jedzeniem.
Gina zaczyna atakować Larę, a Kate -Beatris. Zoe napina
kuszę , na którąś z nich. Po krótkiej walce, Kate zostaje przebita mieczem
Beatris. Gina natomiast ucieka.
To moja ostatnia szansa.
Szybko podbiegam do drzewa. Zoe mnie zauważa i strzela we
mnie. Chybi. Biorę mięso, paczkę krakersów , plecak i uciekam do Belli.
-W końcu!- krzyczy sojuszniczka i biegnie razem ze mną.
~~~
Jej nowy rozdział!
Johnatan nie żyje! O boże , jak się cieszę xD
Teraaz trochę poważnie (haha! Dobre...)
Na pewno jest tutaj kilka osób, które czytają tego oto bloga, nie mając konta na bloggerze itp.
Więc mam małą prośbę. Jeżeli już czytacie, to napiszcie w NAJNOWSZYM poście komentarz. Nie każę wam rejestrować się/zakładać konto. Tylko o jeden , anonimowy komentarz. Bo przecież każda opinia (nawet ta zła ;P) motywuje mnie do pracy.
Dziękuje
Slendy