30 maj 2013

Rozdział 10

Rozdział 10
Kładę jedzenie na ziemi i podchodzę do pomnika.
-Co się stało?- pyta Bella- Czemu nie jesz?
Nic nie mówię i tylko rozglądam się po pomniku. Zauważam kolejny guzik. 
Naklikam jeden z nich i nic się nie dzieje.
-Bella , chodź tu na chwilę…- krzyczę
 Sojuszniczka przychodzi i mówię jej, żeby nacisnęła guzik, kiedy powiem.
-Ok.- odpowiada Bella , bacznie na mnie spoglądając. ( oczywiście jednym okiem xD ~Slendy) Prawdopodobnie mi nie ufa.- Ale po co?
- Myślę, że coś tam jest.- odpowiadam. Tak naprawdę to skłamałam. Jeżeli coś tam będzie i mi to się przyda, to Bella nie przeżyje.- Na trzy.
-Ok.
-Raz
-Dwa
-Trzy!- naklikamy razem guzik. Górna część pomniku rozpada się, zostaje tylko podstawa. W ostatniej chwili skaczę w lewo.
- Ej! Żyjecie?!- krzyczy Johnatan kaszląc. Wszędzie nazbierało się dymu, dzięki nam.
-Taa- odkrzykuje Bella.
Coś słyszę. Ciche powarkiwania. Podchodzę do podstawy pomniku. Popycham ją, tak jakby była z tektury. Rozpada się i widzę dziurę. Dość dużą by pomieścić człowieka, lecz taki zapewnie by  utknął. Kładę się , tak by głowa była przy dziurze. Nadal coś warczy. Lecz słyszę jeszcze ciche pomrukiwanie i odgłosy szurania.
Coś się poruszyło, więc wytężam wzrok.
-Sophia…?- pyta się ze strachem Bella. Nie ma jej przy mnie. Stoi na uboczy. Powtórnie jej nie odpowiadam.   To coś na dole zaczęło się ruszać.  Już wiem co to.
-Bella…- mówiąc to wstaję i sięgam pośpiesznie po broń- Johnatan, musimy uciekać
-Czemu?!- pyta Johnatan i idzie w stronę pomnika.- Co tam jest?!
Chłopak patrzy w dół.
-Ja tu nic nie widz….!-  Czarna plama rzuca się z susem na Johnatana. Następnie jeszcze sześć kolejnych kształtów wyłania się z dziury.
-To cerbery!- krzyczy Bella.- musimy mu pomóc!
-Uciekaj!- krzyczę i popycham ją w stronę bramy.- Szybko!- Za drugim razem mnie posłuchała. Powód? Krzyki Johnatana i mięso. Mięso człowieka.
Wybiegamy z placu i jesteśmy na schodach. Prawdopodobnie za nami biegną cztery psy. Reszta zajmuje się moim byłym sojusznikiem.  Biegniemy ile sił w nogach. Zaczynam się lekko męczyć. Kierujemy się do gór. Bella mknie prosto do wysokiego drzewa. Jeżeli uznała, że to najbezpieczniejsze miejsce to ma rację.
Dziewczyna zatrzymuje się przed drzewem i spogląda na mnie.
-Dalej! Właź!- krzyczę i rzucam nóż do jednego z cerberów. Trafiłam w jedną z głów. Bella jest już na konarze i woła do mnie. Pomaga mi, rzucając w zmiechy nożem. Wchodzę do niej, a ona w tym samym czasie zabiła z dwa cerbery.
-Nic ci nie jest?!- pyta się Bella
-Nie…- dalej siedzimy po cichu , wsłuchując się w ostatnie krzyki Johnatana.
~~~
Siedzimy na drzewie aż do zmroku. Jest ciemno jak nie wiem co. Nic nie widzę. Jedyne światło to księżyc i herb Panem, który niedawno się pojawił.
Pokazują Beufrot’a z Piątki  i Johnatana.
-Musimy coś zjeść.-  mruknęła Bella- Czy nie możemy iść na plac?
-Nie.- mówię stanowczo.- Jednak jak chcesz być czyimś jedzeniem to idź.
Dziewczyna patrzy na mnie z ironią. W sumie, to też jestem głodna.
-Nie możemy iść do rogu. Zostają nam tylko dwie propozycje.- mówię- Zapolować, lub ukraść coś dziewczynom…- uśmiecham się. Bella odwzajemnia uśmiech i sięga po broń.
- Nie wiem czy nam wystarczy dość uzbrojenia.- skarży się sojuszniczka. No tak. Mamy tylko pięć noży, a prawdopodobnie z cztery są na dole- w ciałach cerberów,  jeden miecz, dwa topory i kilka bomb dymnych. Na pewno przeżyjemy…
-Ale musimy coś zjeść, więc nie narzekaj. Idziemy?
~~~
Widzimy Zoe, Larę i Beatris na drzewie. Prawdopodobnie również spotkały pieski o trzech głowach. Razem z Bellą siedzę w krzakach. Czekamy aż dziewczyny coś zainteresuje.
Jak na razie one mają najwięcej jedzenia.  Kilka kawałków kurczaka, jabłka i 4 paczki krakersów lub suszonego mięsa umiejscowione jest na drugim konarze drzewa- za dziewczynami.
-Długo jeszcze?- pyta się Bella. Ciągle burczy jej w brzuchu. Czasami mam wrażenie, że dziewczyny to słyszą.
-Nie wiem. Musimy czekać. Same sobie z nimi nie damy radę.- odpowiadam.
Mija pół godziny. Godzina. I nadal nic.
Nagle słyszę cichy trzask.  Tridox! Podbiega od drugiej strony drzewa i próbuje sięgnąć bo jedzenie, lecz koło niego śmignęła strzała. To Zoe, ma kuszę.
-Co tu się przyległo!- krzyczy Zoe i ciska strzałą w serce Tridoxa. Kolejny armatni strzał.
Widać, że dziewczyny nie dadzą tak łatwo dojść do jedzenia. Specjalnie położyły jedzenia tak, by wszyscy do nich przychodzili. Patrzę na Bellę , lecz ona ssie liść mięty.
Przez kolejne pół godziny nic się nie dzieje. Zauważam tylko to, że zaczyna świtać. Dziewczyny zaczynają swobodnie rozmawiać. Jednak wymianę słów przerywa im widok Giny i Kate. Też są głodne.
-Choć , przejdziemy  tam.- szepczę do Belli , pokazując na krzaki za drzewem z jedzeniem.
Gina zaczyna atakować Larę, a Kate -Beatris. Zoe napina kuszę , na którąś z nich. Po krótkiej walce, Kate zostaje przebita mieczem Beatris. Gina natomiast ucieka.
To moja ostatnia szansa. 
Szybko podbiegam do drzewa. Zoe mnie zauważa i strzela we mnie. Chybi. Biorę mięso, paczkę krakersów , plecak i uciekam do Belli.

-W końcu!- krzyczy sojuszniczka i biegnie razem ze mną.

~~~ 
Jej nowy rozdział!
Johnatan nie żyje! O boże , jak się cieszę xD
Teraaz trochę poważnie (haha! Dobre...)
Na pewno jest tutaj kilka osób, które czytają tego oto bloga, nie mając konta na bloggerze itp.
Więc mam małą prośbę. Jeżeli już czytacie, to napiszcie w NAJNOWSZYM poście komentarz. Nie każę wam rejestrować się/zakładać konto. Tylko o jeden , anonimowy komentarz. Bo przecież każda opinia (nawet ta zła ;P) motywuje mnie do pracy. 
Dziękuje
Slendy