Rozdział 9
Budzę się wcześnie rano.
Moi sojusznicy jeszcze śpią, lecz jednej osoby brakuje.
Nie ma Tridoxa.
-Wiedziałam!- krzyczę , w tym budzę towarzyszy.
-Czego?!- mamrocze Johnatan.- Gdzie Tridox?
-Nie ma go!- mówię i odwracam się machalnie do okna. Przy
kupce z jedzeniem została odwinięta siatka- Zabrał 1/3 jedzenia!
-Niemożliwe- mówi Bella.-
Rozejrzę się po budynkach…
Schodzę na dół i rozwijam do końca siatkę. Nie ma kilku
plecaków , zabrał kilka paczek jedzenia i bandaży. Idę do broni. Brakuje
jednego miecza i kilku noży.
-Zabiję, zamorduję, okaleczę…- mówię i kopię kamyk.
-Jak Bella wróci to idziemy na polowanie.- mów Johnatani i
wyjmuje maczetę z kupy.- Przyda się.- i wkłada za pasek.
Zza budynków wychodzi Bella. Ma przy sobie plecak.
-Nie ma go.- mówi podchodząc.- Ale znalazłam to.- mówiąc to
wyjmuje z plecaka jakieś małe opakowanie. To jest…
- Prezent od sponsorów!- krzyczy Johnatan i wyrywa Belli z
rąk metalowe pudełko
- Albo to należało do Tridoxa , albo ktoś tu dzisiaj był…-
mówi rozglądając się- Myślicie , że on to zgubił?
-To na pewno nie jego.- mówi Siódemka i wyjmuje chleb z
numerem pierwszym.
- Beatris tu była.- po raz pierwszy się odzywam.- Nie musiała przechodzić przez bramę. Pewnie
weszła po skałach.
-To idziemy na polowanie?- pyta się Johnatan
- Taa.- odzywa się Bella.- Czekaj. Zabezpieczę pułapkę.
-Może pochowajmy jedzenie w domach?- pytam się.- Jak nas nie
będzie nas to po co nam siatka. Każdy sobie pomyśli , że droga wolna i sobie
wszystko weźmie…
- Spoko- mówi Johnatan i
bierze kilka mieczy, oraz oszczep.- Broń schowam w tamtym budynku. Jest
tam piwnica.
-Ok.- Wzięłam dwa pełne plecaki i i zaniosłam je do budynku gdzie spędziliśmy
pierwszą noc.- Bella! Powiedz mu , że jedzenie ukryje pod deskami w schronie!
- Dobra!- odkrzykuje i bierze trójząb.
‘’Posprzątaliśmy’’ plac w dziesięć minut i zaczęliśmy się
przygotowywać do polowania.
-Beatris może być blisko.- mówię i schodzę po schodach razem z Bellą. Johnatan
jest już na dole.
Kierujemy się w głąb lasu. W czasie drogi jem krakersy i
piję wodę. Nic nie jadłam. Jestem głodna jak cholera.
Chodzimy już godzinę i nic nie znaleźliśmy. Robimy postój
przy jeziorze. Odpoczywamy ,pijemy wodę
i zwijamy manatki. Nie możemy siedzieć bezczynnie. Albo my coś zrobimy z trybutami albo Kapitol
wyręczy nas. I nie będzie to przyjemne.
-Nic nie zdziałamy…- mówię i opieram się o pień drzewa.
- Nie możemy tak łatwo się poddawać!- krzyczy Bella .-
Idziemy!
Więc idę. Słońce jest już na środku nieba. Trochę czasu
minęło. Przez kolejne kilka minut
idziemy bez słowa. Bella zaczęła paplać. Nawet jej nie słucham. Chodzę i przedzieram się przez różnorodną roślinność. Nagle coś wyczuwam. Stęchlizna i pieczone
mięso. Idę przez chwilę cicho i próbuję coś usłyszeć.
-… No i wtedy ona do
mnie podeszła i powiedziała …- mówi Bella
ciągle się śmiejąc.
-Cicho!- szepczę tak by mnie usłyszała
-POWIEDZIAŁA- dokończyła nachalnie.- że…
-Cicho!- mówię i pokazuję palcem na krzaki znajdujące się przede mną.
-Aaa.- mówi cicho Bella i się schyla. Przy okazji wszyscy
wyjmujemy bronie. Za krzakami widzę
Beatris, Zoe i Larę. Beatris i Zoe coś zakopują. Prawdopodobnie to
COŚ co śmierdziało stęchlizną. Lara akurat piecze na małym ogniu jakieś drobne
zwierzątko. Patrzymy na nie pół godziny. W końcu Beatris idzie w stronę lasu.
Po cichu podchodzimy do niej. Zaczyna robić się półmrok.
Nie wiadomo czemu Beatris tam idzie.
Nagle coś dostrzegam w krzakach. A akurat w tamtym kierunku zmierza
Beatris. W kucku zmieniam ciężar na drugą nogę.
TRZASK!
Gałązka.
Beatris wzdryga się i szybko się odwraca. Prawdopodobnie nas
zauważyła , bo szybko wzięła to coś i zaczęła uciekać. Wyskakujemy z krzaków i
biegniemy za nią. Bella ją pierwsza dopada i rzuca w nią nożem , lecz chybi.
Zdenerwowana sojuszniczka dogania ją i się na nią rzuca. Obala ją na plecy i
kolanami wgniata jej ramiona w ziemie.
-Witaj. Zauważyliśmy , że ostatnio wpadłaś do nas z wizytą.
A i powiem ci, twój chleb był bardzo smaczny.- mówi Bella rechocząc. Zauważam ,
że Beatris nie ma przy sobie broni. Chyba wiedziała co znajdzie w tym czymś.
-Podaj mi to.- mówię i sojuszniczka rzuca mi srebrne
pudełko.
-Widać , że sponsorzy cię bardzo lubią. Ciekawe czy będziesz
im się nadal podobać bez tej pięknej twarzyczki.- śmieje się Bella i od razu sięga po kolejny
nóż. Beatris ciągle się szamocze , lecz to nic jej nie daje.
-Dziewczyny za chwilę po was przyjdą! – krzyczy Jedynka.-Są
tu nie daleko. Lara! Zo..!- Bella wali ją pięścią w gardło co od razu odbiera
jej głosu. Rozgląda się jednak nerwowo, co nie wyklucza, że jej sojuszniczek tu
nie ma.
-Kłamczucha.- cedzi z uśmiechem Johnatan . Otwieram prezent i pierwsze co widzę to
karteczka. Czytam ją na głos.
- Dasz radę Rose. – C. M – czytam i spoglądam na dalszą część zawartości. To…
strzykawka z trucizną.- To nie jej!- mówię.- To jest dziewczyny z Ósemki.
Bella bierze ode mnie szpikulec i mu się przygląda.
-To już wiemy co z tym zrobimy.- mówi i przybliża się z tym
do twarzy rywalki. Nagle Bella upada , a
na nią rzuca się Beatris. Podbiegam do Jedynki i ciągnę ją za ramię- w
przeciwnym kierunku od Belli.
Jednak ta się wyrywa i zanim uciekła przecinam jej czoło.
Nie chcę za nią biec. Podchodzę do Belli, która krwawiła. Trzyma się za twarz.
Przyglądam się jej.
-Co się stało?!
-To się działo za szybko!- mówi z rozpaczą w głosie.-
Paznokciami przebiła mi powiekę i kawałek policzka!
- Podaj mi chusteczki i wodę!- krzyczę do Johnatana , a on
wyjmuje z plecaka o to co poprosiłam.
Po dziesięciu minutach krwawienie ustaje. Przylepiam bandaż
do lewego policzka i do oka Belli.
-Lepiej się zbierajmy.- mówi Johnatan- Za dużo dzikich
zwierząt, jest ciemno i prawdopodobnie Beatris powiadomiła już swoje
sojuszniczki o tym.- mówiąc to pokazuje na Bellę.
~~~
Kiedy docieramy, Bella i Johnatan idą spać. Ja stoję na
warcie. Nie chcę zasypiać, bo kiedy znajdę się już we śnie, za pewnie ujrzę to
co dzisiaj przeżyłam. Zaczyna mi burczeć brzuch. Podchodzę do drewnianej deski,
wyrywam ją do połowy i zastygam. Nie ma naszego jedzenia. Niczego. Zrywam i
biegnę do budynku , gdzie Johnatan ukrył bronie. Też pustka. Zaczynam
panikować. To na pewno nie sprawka trybutów, przecież nikt by nie zgadł gdzie jest jedzenie. Ale przecież
jest możliwość , że ktoś nas widział.
Spoglądam na dachy domów. To by była idealna kryjówka dla
takiego podglądacza. Nagle przypominam sobie , że nie tylko trybuci są na tej
arenie.
Organizatorzy. To na pewno ich sprawa.
Ze smutkiem wracam do budynku. Siedzę i czekam. Po chwili
pojawia się herb Panem i rozbrzmiewa muzyka. Tylko to. Nic więcej. To oznacza
tylko jedno- nikt dzisiaj nie zginął.
Musimy zacząć uważać. Wszystko może się teraz zdarzyć. Nagle
słyszę lekki stukot butów i widzę czarną plamę kierującą się do Rogu Obfitości.
To ten mały Beufrot z Piątki. Nikogo nie
budzę i schodzę po cichu na dół. Chłopiec jest odwrócony do mnie tyłem, szuka
czegoś przy rogu i grzebie przy pomniku. Rozglądam się, nikogo przy nim nie ma.
Jest mój.
Podchodzę do niego , odwracam go do mnie i wciskam w pomnik.
-Nie błagam!- krzyczy.- nie zabijaj mnie!
-Dlaczego miałabym to zrobić?- mówię i uśmiecham się do
niego.- Po co tu przyszedłeś?
-Dostałem zadanie ,by tu przyjść.- bełkocze
, płacząc.
- Od kogo?!- zaczynam się denerwować.
- Dostałem prezent od sponsorów- tłumaczy się ze ściśniętym gardłem.- Była w
nim tylko kartka. Napisano tam, bym tu przyszedł i czegoś poszukał przy pomniku!
- Wiesz może czego?- mówię i patrzę na pomnik. Co tu może
być…
- Nie wiem!- krzyczy z rozpaczą w głosie.
-A szkoda…- szepczę i skręcam mu kark. Słyszę huk z armaty , a następnie prowadzę
ciało za bramę, do lasu. Trybuci nie mogą być blisko martwego zawodnika,
ponieważ poduszkowiec nie ma jak zabrać ciała.
Podchodzę do pomnika i zaczynam szukać tego czegoś. Niczego
tu nie ma, nic oprócz kamienia.
~~~
Kiedy Bella i
Johnatan się budzą wszystko im opowiadam. Wszystko, prócz tego co mi powiedział
Beufrot o pomniku. Jeżeli to jest jakiś skarb
z chęcią zatrzymam go dla siebie.
Z burczącym brzuchem ruszam na polowanie, ponieważ wszyscy
jesteśmy głodni, a nie mamy jedzenia. Dobrze , że mentorzy mnie przed tym ostrzegli.
Gdy wracam do sojuszników mam przy sobie dwa króliki.
Rozpalamy ognisko i jemy. Podczas jedzenia spoglądam na pomnik- niczego tam nie
ma. Pewnie chłopak kłamał, by się wywinąć od śmierci. Jednak kiedy patrzę po
raz czwarty, coś zauważam.
Mały, kamienny guziczek.