12 maj 2013

Rozdział 9


Rozdział 9
Budzę się wcześnie rano.  Moi sojusznicy jeszcze śpią, lecz jednej osoby brakuje.
Nie ma Tridoxa.
-Wiedziałam!- krzyczę , w tym budzę towarzyszy.
-Czego?!- mamrocze Johnatan.- Gdzie Tridox?
-Nie ma go!- mówię i odwracam się machalnie do okna. Przy kupce z jedzeniem została odwinięta siatka- Zabrał 1/3  jedzenia!
-Niemożliwe- mówi Bella.-  Rozejrzę się po budynkach…
Schodzę na dół i rozwijam do końca siatkę. Nie ma kilku plecaków , zabrał kilka paczek jedzenia i bandaży. Idę do broni. Brakuje jednego miecza i kilku noży.
-Zabiję, zamorduję, okaleczę…- mówię i kopię kamyk.
-Jak Bella wróci to idziemy na polowanie.- mów Johnatani i wyjmuje maczetę z kupy.- Przyda się.- i wkłada za pasek.
Zza budynków wychodzi Bella. Ma przy sobie plecak.
-Nie ma go.- mówi podchodząc.- Ale znalazłam to.- mówiąc to wyjmuje z plecaka jakieś małe opakowanie. To jest…
- Prezent od sponsorów!- krzyczy Johnatan i wyrywa Belli z rąk metalowe pudełko
- Albo to należało do Tridoxa , albo ktoś tu dzisiaj był…- mówi rozglądając się- Myślicie , że on to zgubił?
-To na pewno nie jego.- mówi Siódemka i wyjmuje chleb z numerem pierwszym.
- Beatris tu była.- po raz pierwszy się odzywam.-  Nie musiała przechodzić przez bramę. Pewnie weszła po skałach.
-To idziemy na polowanie?- pyta się Johnatan
- Taa.- odzywa się Bella.- Czekaj.  Zabezpieczę pułapkę.
-Może pochowajmy jedzenie w domach?- pytam się.- Jak nas nie będzie nas to po co nam siatka. Każdy sobie pomyśli , że droga wolna i sobie wszystko weźmie…
- Spoko- mówi Johnatan i  bierze kilka mieczy, oraz oszczep.- Broń schowam w tamtym budynku. Jest tam piwnica.
-Ok.- Wzięłam dwa pełne plecaki i  i zaniosłam je do budynku gdzie spędziliśmy pierwszą noc.- Bella! Powiedz mu , że jedzenie ukryje pod deskami w schronie!
- Dobra!- odkrzykuje i bierze trójząb.
‘’Posprzątaliśmy’’ plac w dziesięć minut i zaczęliśmy się przygotowywać do polowania.
-Beatris może być blisko.- mówię  i schodzę po schodach razem z Bellą. Johnatan jest już na dole.
Kierujemy się w głąb lasu. W czasie drogi jem krakersy i piję wodę. Nic nie jadłam. Jestem głodna jak cholera.
Chodzimy już godzinę i nic nie znaleźliśmy. Robimy postój przy jeziorze. Odpoczywamy  ,pijemy wodę i zwijamy manatki. Nie możemy siedzieć bezczynnie.  Albo my coś zrobimy z trybutami albo Kapitol wyręczy nas. I nie będzie to przyjemne.
-Nic nie zdziałamy…- mówię i opieram się o pień drzewa.
- Nie możemy tak łatwo się poddawać!- krzyczy Bella .- Idziemy!
Więc idę. Słońce jest już na środku nieba. Trochę czasu minęło.  Przez kolejne kilka minut idziemy bez słowa. Bella zaczęła paplać. Nawet jej nie słucham.  Chodzę i przedzieram się przez różnorodną roślinność.  Nagle coś wyczuwam. Stęchlizna i pieczone mięso. Idę przez chwilę cicho i próbuję coś usłyszeć.
-…  No i wtedy ona do mnie podeszła i powiedziała …-  mówi Bella ciągle się śmiejąc.
-Cicho!- szepczę tak by mnie usłyszała
-POWIEDZIAŁA- dokończyła nachalnie.- że…
-Cicho!- mówię i pokazuję  palcem na krzaki znajdujące się przede mną.
-Aaa.- mówi cicho Bella i się schyla. Przy okazji wszyscy wyjmujemy bronie.  Za krzakami widzę Beatris, Zoe  i Larę.  Beatris i Zoe coś zakopują. Prawdopodobnie to COŚ co śmierdziało stęchlizną. Lara akurat piecze na małym ogniu jakieś drobne zwierzątko. Patrzymy na nie pół godziny. W końcu Beatris idzie w stronę lasu.

Po cichu podchodzimy do niej. Zaczyna robić się półmrok. Nie wiadomo czemu Beatris tam idzie.  Nagle coś dostrzegam w krzakach. A akurat w tamtym kierunku zmierza Beatris. W kucku zmieniam ciężar na drugą nogę.
TRZASK!
Gałązka.
Beatris wzdryga się i szybko się odwraca. Prawdopodobnie nas zauważyła , bo szybko wzięła to coś i zaczęła uciekać. Wyskakujemy z krzaków i biegniemy za nią. Bella ją pierwsza dopada i rzuca w nią nożem , lecz chybi. Zdenerwowana sojuszniczka dogania ją i się na nią rzuca. Obala ją na plecy i kolanami wgniata jej ramiona w ziemie.
-Witaj. Zauważyliśmy , że ostatnio wpadłaś do nas z wizytą. A i powiem ci, twój chleb był bardzo smaczny.- mówi Bella rechocząc. Zauważam , że Beatris nie ma przy sobie broni. Chyba wiedziała co znajdzie w tym czymś.
-Podaj mi to.- mówię i sojuszniczka rzuca mi srebrne pudełko.
-Widać , że sponsorzy cię bardzo lubią. Ciekawe czy będziesz im się nadal podobać bez tej pięknej twarzyczki.-  śmieje się Bella i od razu sięga po kolejny nóż. Beatris ciągle się szamocze , lecz to nic jej nie daje.
-Dziewczyny za chwilę po was przyjdą! – krzyczy Jedynka.-Są tu nie daleko. Lara! Zo..!- Bella wali ją pięścią w gardło co od razu odbiera jej głosu. Rozgląda się jednak nerwowo, co nie wyklucza, że jej sojuszniczek tu nie ma.
-Kłamczucha.- cedzi z uśmiechem Johnatan .  Otwieram prezent i pierwsze co widzę to karteczka. Czytam ją na głos.
- Dasz radę Rose. – C. M – czytam  i spoglądam na dalszą część zawartości. To… strzykawka z trucizną.- To nie jej!- mówię.- To jest dziewczyny z Ósemki.
Bella bierze ode mnie szpikulec i mu się przygląda.
-To już wiemy co z tym zrobimy.- mówi i przybliża się z tym do twarzy rywalki.  Nagle Bella upada , a na nią rzuca się Beatris. Podbiegam do Jedynki i ciągnę ją za ramię- w przeciwnym kierunku od Belli.
Jednak ta się wyrywa i zanim uciekła przecinam jej czoło. Nie chcę za nią biec. Podchodzę do Belli, która krwawiła. Trzyma się za twarz. Przyglądam się jej.
-Co się stało?!
-To się działo za szybko!- mówi z rozpaczą w głosie.- Paznokciami przebiła mi powiekę i kawałek policzka!
- Podaj mi chusteczki i wodę!- krzyczę do Johnatana , a on wyjmuje z plecaka o to co poprosiłam.
Po dziesięciu minutach krwawienie ustaje. Przylepiam bandaż do lewego policzka i do oka Belli.
-Lepiej się zbierajmy.- mówi Johnatan- Za dużo dzikich zwierząt, jest ciemno i prawdopodobnie Beatris powiadomiła już swoje sojuszniczki o tym.- mówiąc to pokazuje na Bellę.
~~~
Kiedy docieramy, Bella i Johnatan idą spać. Ja stoję na warcie. Nie chcę zasypiać, bo kiedy znajdę się już we śnie, za pewnie ujrzę to co dzisiaj przeżyłam. Zaczyna mi burczeć brzuch. Podchodzę do drewnianej deski, wyrywam ją do połowy i zastygam. Nie ma naszego jedzenia. Niczego. Zrywam i biegnę do budynku , gdzie Johnatan ukrył bronie. Też pustka. Zaczynam panikować. To na pewno nie sprawka trybutów, przecież nikt by  nie zgadł gdzie jest jedzenie. Ale przecież jest możliwość , że ktoś nas widział.
Spoglądam na dachy domów. To by była idealna kryjówka dla takiego podglądacza. Nagle przypominam sobie , że nie tylko trybuci są na tej arenie.
Organizatorzy. To na pewno ich sprawa. 
Ze smutkiem wracam do budynku. Siedzę i czekam. Po chwili pojawia się herb Panem i rozbrzmiewa muzyka. Tylko to. Nic więcej. To oznacza tylko jedno- nikt dzisiaj nie zginął.
Musimy zacząć uważać. Wszystko może się teraz zdarzyć. Nagle słyszę lekki stukot butów i widzę czarną plamę kierującą się do Rogu Obfitości. To ten mały Beufrot  z Piątki. Nikogo nie budzę i schodzę po cichu na dół. Chłopiec jest odwrócony do mnie tyłem, szuka czegoś przy rogu i grzebie przy pomniku. Rozglądam się, nikogo przy nim nie ma. Jest mój.
Podchodzę do niego , odwracam go do mnie i wciskam w pomnik.
-Nie błagam!- krzyczy.- nie zabijaj mnie!
-Dlaczego miałabym to zrobić?- mówię i uśmiecham się do niego.-  Po co tu przyszedłeś?
-Dostałem zadanie ,by tu przyjść.-  bełkocze  , płacząc.
- Od kogo?!- zaczynam się denerwować.
- Dostałem prezent od sponsorów-  tłumaczy się ze ściśniętym gardłem.- Była w nim tylko kartka. Napisano tam, bym tu przyszedł i czegoś poszukał przy pomniku!
- Wiesz może czego?- mówię i patrzę na pomnik. Co tu może być…
- Nie wiem!- krzyczy z rozpaczą w głosie.
-A szkoda…- szepczę i skręcam mu kark.  Słyszę huk z armaty , a następnie prowadzę ciało za bramę, do lasu. Trybuci nie mogą być blisko martwego zawodnika, ponieważ poduszkowiec nie ma jak zabrać ciała.
Podchodzę do pomnika i zaczynam szukać tego czegoś. Niczego tu nie ma, nic oprócz kamienia.
~~~
Kiedy  Bella i Johnatan się budzą wszystko im opowiadam. Wszystko, prócz tego co mi powiedział Beufrot o pomniku. Jeżeli to jest jakiś skarb  z chęcią zatrzymam go dla siebie.
Z burczącym brzuchem ruszam na polowanie, ponieważ wszyscy jesteśmy głodni, a nie mamy jedzenia. Dobrze , że mentorzy mnie przed tym ostrzegli.
Gdy wracam do sojuszników mam przy sobie dwa króliki. Rozpalamy ognisko i jemy. Podczas jedzenia spoglądam na pomnik- niczego tam nie ma. Pewnie chłopak kłamał, by się wywinąć od śmierci. Jednak kiedy patrzę po raz czwarty, coś zauważam.
Mały, kamienny guziczek.